The case of Aleksander Kowalski was typical. Aleksander Kowalski was a communist youth activist in the prewar years. During the war, he had been brought into the country along with others where they organised ZWM [Związek Walki Młodych (Union of Fighting Youth)]. After the war, he was among the people who were organising... first they were communist youth organisations. His downfall lay in one thing, namely, he had the reputation of being someone whom you could trust, if he said something – primarily to that communist party body – if he said something then it could be relied on because he wasn't the kind of person to say something that he didn't think or didn't know. Because of this, a fairly callous idea arose that he should testify in the trial being prepared for Gomułka and Spychalski, but that his statement wouldn't incriminate him because only when it was seen in the context of other statements would it become apparent that he had noticed something that at the time, he couldn't have understood or interpreted, whereas the party members would be convinced – the old party members – would be convinced that if Olek Kowalski said something, then that's how it had been. It turned out that they had judged him correctly, and when he was invited by Bierut – by Bierut himself, this didn't happen at the level of some colonel – to make these statements, he said he wouldn't do it because he hadn't seen... seen or heard anything of that nature, that he understands that this is a class war, that comrade Gomułka has turned out to be not much of a comrade, but that he can only speak about what he saw and heard. Because of this, he was arrested and they tried to make him change his mind. They did this with the help of the kinds of methods which were then being resorted to, and for several days and nights he was on what was known as the conveyor: sitting on a very uncomfortable stool or sometimes on the upturned leg of a stool under the glare of very powerful lights and every four hours a new team of interrogators would replace the previous one while he was forbidden from making any movement and had to keep answering questions that were being fired at him in rapid succession. He was given nothing to eat or drink, nor was he allowed to see to his physiological needs in the normal way. After several days and nights, I don't know how many, but it wasn't a record amount of time such as others had managed to endure, he lost consciousness and they had trouble bringing him around, so they tried to resuscitate him and so on, but it turned out that after regaining consciousness, he couldn't speak – he'd completely lost contact with his surroundings. They took him to a hospital in Pruszków, I'm not sure which one, where a few days later he died. His death certificate says the cause of death was an ulcer on the brain; the certificate was issued by a highly placed professor who is now dead. So what was left of all this? Each year, I read an article in Trybuna Ludu commemorating Aleksander Kowalski saying what a wonderful communist he'd been, but I've never been able to learn from any of these articles how he died. He was active, he fought, he was a pioneer, he organised and you gather from all of this that he's dead, but I've never been able to find out from any of these articles exactly what happened. I find this a particularly drastic example. In short, he paid the price only for having the reputation of someone who would not give in and would not lie, would not make unfounded accusations against anyone, he was morally untainted. That was all he was guilty of and he proved himself worthy of that reputation. I find it absolutely appalling.
Tutaj szczególnie znamienna była sprawa Aleksandra Kowalskiego. Aleksander Kowalski był to przedwojenny działacz młodzieżowy komunistyczny, w czasie wojny zrzucony tutaj wraz z innymi do kraju, organizował ZWM, po wojnie znalazł się wśród tych, którzy tutaj organizowali, no, najpierw właśnie organizacje te młodzieżowe, komunistyczne. I był to człowiek, którego zgubiła jedna rzecz, mianowicie on miał opinię kogoś takiego, co... któremu można wierzyć, jeżeli coś powie – przede wszystkim tej kadrze partyjnej, komunistycznej – że jeżeli on powiedział, to to jest pewne, bo nie jest to człowiek, który nie powie tego, czego nie myśli i czego nie wie. W związku z tym w sposób zupełnie naturalny, można powiedzieć, powstał dosyć perfidny pomysł, żeby on jako świadek w przygotowywanym procesie Gomułki i Spychalskiego złożył zeznania, które jego by nie obciążały, bo dopiero w zestawieniu z innymi zeznaniami można było zrozumieć, co on zauważył, czego wówczas zrozumieć i zinterpretować nie mógł. Natomiast w kadrze partyjnej byłoby to przeświadczenie – tej starej kadrze partyjnej – byłoby przeświadczenie, że jeżeli Olek Kowalski tak powiedział, to znaczy tak było. Okazało się, że oceniono go prawidłowo. To znaczy, kiedy on zaproszony przez Bieruta – samego Bieruta, to nie odbywało się na szczeblu jakichś pułkowników – że jest potrzeba złożenia takich zeznań, powiedział, że on takich zeznań nie złoży, bo nie widział... nie widział, nie słyszał niczego takiego, że on rozumie, że walka klasowa, że towarzysz Gomułka to okazał się nie towarzysz, ale że on może mówić tylko to, co widział albo słyszał. W związku z tym aresztowano go i zaczęto przekonywać go. No przekonywano go przy pomocy metod takich, jakie tam się wówczas stosowało, no i po przez parę dób trwającym konwejerze – a to tak nazywano posadzenie na bardzo niewygodnym czymś do siedzenia, na jakimś bardzo niewygodnym stołku, a czasami to nawet było na nodze odwróconego stołka, człowieka pod reflektorami niezwykle silnymi, gdzie co cztery godziny zmieniają się ludzie przesłuchujący, a on się nie ma prawa ruszyć i cały czas musi odpowiadać na szybko mu zadawane pytania i nie dostaje nic do picia, nic do jedzenia przez ten czas i nawet swoich potrzeb fiziologicznych nie może normalnie załatwiać – no okazało się, że on po paru dobach, nie umiem powiedzieć ilu, ale nie była to blisko rekordowej granicy tego, co ludzie wytrzymywali, no stracił przytomność i już jej... były trudności z odzyskaniem tej przytomności, no więc go jakoś próbowano ratować i tak dalej i okazało się po odzyskaniu przez niego przytomności, że jest zupełnie niekomunikatywny, no stracił w ogóle kontakt z otoczeniem. Zawieziono go tam do tego... chyba do pruszkowskiego szpitala, ale nie jestem pewny do którego – i on tam po paru dniach umarł. Świadectwo zgonu jego mówi o tym... mówi o tym, że przyczyną zgonu był wrzód w mózgu. Świadectwo zgonu dużej klasy nieżyjący już profesor wydawał. I co z tego zostało? Co roku czytam w „Trybunie Ludu” artykuł poświęcony pamięci Aleksandra Kowalskiego jako wspaniałego komunisyt i wielkiego człowieka, tylko nigdy z żadnego z tych artykułów się nie dowiedziałem, jak on umarł. Działał, walczył, przodował, organizował, no i wynika z tego, że nie żyje, ale co się stało, to nigdy się z tych artykułów nie mogłem dowiedzieć. No to dla mnie jest przykład szczególnie drastyczny. To, krótko mówiąc, jest człowiek, który zapłacił wyłącznie za opinię... za opinię człowieka niezłomnego w tym, by nie skłamać, nie oskarżyć kogoś bezpodstawnie, człowieka właśnie czystego moralnie. Tylko za tę opinię zapłacił. I co więcej, okazał się takim godnym tej opinii – no sprawa zupełnie przerażająca.