It was at this time that I made my debut, aged 15. In Lublin, there was a publication for the youth called Słońce, and I was one of the editors – terribly serious with my hair in two pigtails – and it was there that I published my first poems. Someone sent one of those poems to Józef Czechowicz who was also in Lublin at that time, and he was very well liked and well respected. He used to stroll lazily around Lublin, but everyone recognized him and another poet as well, Józef Łobodowski, who had a totally different temperament, completely different poetics. I'd like to say here that I was brought up in a city where matters relating to culture were greatly appreciated – the elite, even people like owners of department stores for instance, or doctors or the priest, who had an outstanding knowledge of ethnography – all of this was beautiful. I came into contact with this through my brother with whom I shared an interest in nature; in fact, he took a lot of nature photographs while I wrote many poems in which nature played a significant role. However, at this stage of my writing, this is barely present any more: my poetry is more reflective, differently put together – a totally different outlook on life. I don't think there was anything else particularly interesting from this period. My husband… my father married, and I was with them, my siblings had already flown the nest, everyone focused on their profession or on studying. I mean specifically medicine – my brother and my sister who attended The Florence Nightingale Advanced School of Nursing in Warsaw, and then there was my brother and myself who made up the artistic wing. This was a great source of amusement for us.
Właśnie w tym okresie, właśnie zadebiutowałam mając 15 lat. W Lublinie wychodził... wychodziło takie pismo młodzieżowe „Słońce” – którego byłam jedną... jedną z redaktorek, bardzo poważną, z warkoczykami, dwoma kucykami – i tam zamieściłam swoje pierwsze wiersze. Przy czem jeden z tych wierszy ktoś przesłał Józefowi Czechowiczowi, który w tym czasie także był w Lublinie i był takim... takim, no bardzo, bardzo lubianym i bardzo szanowaną postacią, a sam właściwie troszkę się... chodził leniwie po tym Lublinie, ale wszyscy go rozpoznawali, podobnie jak drugiego poetę – to był Józef Łobodowski, zupełnie inny temperament, inna poetyka. Ale chciałabym tu powiedzieć, że wychowałam się w mieście, w którym sprawy kultury były bardzo doceniane – że elita, nawet tacy ludzie, którzy byli właścicielami jakichś dużych sklepów na przykład albo lekarze, ksiądz, który był od... od spraw etnografii znakomity – i to było bardzo piękne. Ja się z tym zetknęłam właśnie poprzez brata, z którym łączyły mnie także bliskie związki z naturą, właściwie między innymi on wtedy także bardzo dużo natury fotografował, a ja pisałam sporo wierszy w których natura odgrywa dużą rolę. Ale na przykład na obecnym etapie tego już prawie nie mam, to są wiersze bardziej refleksyjne, inaczej pisane, zupełnie inne spojrzenie na świat. W tym okresie już chyba nic takiego szczególnie ciekawego nie było. Mój mąż... mój ojciec się ożenił i ja byłam razem z nimi, moje rodzeństwo wyfrunęło już z domu, wszyscy się zajęli swoimi zawodami albo nauką. To znaczy właśnie medycyna – mój brat i moja siostra, która chodziła do takiej Wyższej Szkoły Pielęgniarskiej imienia Florence Nightingale w Warszawie; a po drugiej stronie właśnie ten mój brat i ja... my twórczo... stanowiliśmy stronnictwo artystyczne, jak żeśmy się śmieli.